László Fábián Vári

Przy grobie Gyuli Illyésa

Z dala od Ojczyzny,
czując bliskość twojego grobu,
Ciebie się pytam,
po cóż to wszystko?
Jakbyś nie mówił po stokroć,
może na próżno mówiłeś,
po tysiąckroć biada
tym, którzy
języka własnego nie mają,
bo słowo już w kąciku ust się czai.

Nie możesz wiedzieć
kim jestem,
bo tylko poprzez pytanie
wzlatuje myśl:
"Którego ludu dzieckiem
przygarniętym jesteś?"

Od samego początku
w genach to nosimy:
ojczyzna, łono matki
mleko matki, język ojczysty.

Jesteś nasz!
Wyrywa się nam z krtani,
zawsze, gdy płacz z nas wytryska
gdy rzecz idzie o najważniejsze:

Na naszych krnąbrnych ustach klamrę
powagi wypal ognistym piętnem,
i zachowaj nas, błagamy,

jedyny języku nasz ojczysty!

 

Kiedy dziecko...

Kiedy dziecko się spodli,
Jego dziadek długo za nim patrzy,
Koślawą laską znaki na piasku
Kreśli w zamyśleniu, czy sił starczy.
Z rysunków można rzecz wyczytać
Chłopca czekać mu już próżno,
Już skośne deszcze go wbiły
Na krzywy, pusty krzyż przydrożny.

Tylko wąs mu drgnie, kolana miękną,
Gdy słyszy szepty ciche za sobą.
Sam nie wie dlaczego to zrobił
Plejadę dokarmiał kukurydzą.
Stary kapelusz na czoło mu opada:
Jak mógł go spotkać taki wstyd!
Patrzy przez mgiełkę dymu z fajki
Wydaje mu się, że widzi krzyż.

Bierze do ręki stary budzik,
Nastawia na rano, na szóstą
Liście na cmentarnych drzewach
Zadrżały, wzruszyły przestrzeń pustą.
Następnego dnia znów idzie, laską się podpiera,
Wystukuje nią ukradkiem kilka słów -
Idzie, bo woła go kościelny dzwon -
Ich adresat to sam Odkupiciel Bóg.

 

Reasumując

Boże, spraw, bym mówił odważniej,
zawładnij niebem nade mną,
bo może za Twoją sprawą, Twoim wstawiennictwem
ja też urodziłem się poetą,
jak ci,
którzy "mimo wszystko"
starają się, próbują
z materią się zmagają
chcąc pokazać
musi wytrzymać -
nawet jeśli straszy Syberia
człowiek próbuje godnie iść,
szeptem o zasadach z sobą rozmawia,
wchodząc w tajemnic groty,
by jakoś się wyposażyć,
bo go powiozą
jako husarza ppanc.
do Europy - daleko.

Oby pękło serce Ziemi,
niech zaklęcie
dalej sięga!
Protest słowem i literą
komu tu potrzebny i kto wart?
Mówią tylko półgłosem,
powtarza cała gawiedź:
nie będzie tu wolności
ponad normę i przepis.
Tłum to podchwytuje,
zgadza się bez słowa,
choć kłamstwo czuć z daleka
a i słów skargi nikt nie szczędzi!
Nasze pióropusze we krwi,
a z muz naszych dziwki.

Łatwiej zatem kląć czy płakać?
Tam do czarta,
cóż mi po tym,
stare dzieje - nic mi po nich.
Złoty wiek?
nigdy nie wróci,
Księżyc tylko śniegiem prószy

tam gdzie tej jedynej rzeki nurt.

Przekład Szczepan Woronowic


induló oldal             UngParty NetCafé